David, nie posiadając się ze wzruszenia. — Umrzeć! dlaczegóż umrzeć? przecież my się tak kochamy!
— Tak, miłość nasza jest głęboka, mój przyjacielu! dla mnie rozpoczęła się ona, z dniem, w którym moje biedne dziecię powróciło do tego życia duchowego, które pan w niem wskrzesiłeś.
— O! Boże! jakież to nieszczęście...
— Nie, Henryku; moja śmierć nie jest dla nas nieszczęściem. Wiesz, zdaje mi się, że w obecnej chwili, kiedy mam opuścić to życie, dusza moja wolna od wszelkich węzłów z ziemią, może czytać w przyszłości, Henryku, czy wiesz, jaki byłby nasz los?
— Pani mnie o to pyta? Wszakże jeszcze dziś rano... nasze plany...
— Posłuchaj mnie, mój przyjacielu, w miłości macierzyńskiej są głębokie tajemnice, które może dopiero w godzinę śmierci się odsłaniają. Od chwili, jakem się uważała za wolną, wystawiałam sobie równie jak ty, Henryku, przyszłość naszą powabną, czarującą. Jeszcze kilka miesięcy, a tobie, synowi mojemu i mnie życie miało się stać rajem.
— O! to marzenie... to marzenie!...
— To marzenie było... piękne... Henryku... lecz zbudzenie byłoby może bolesne.
— Co mówisz?
— Wiesz, jak silnie mój syn mnie kocha... wiesz, że niema miłości namiętnej bez zazdrości... prędzej lub później, z powodu miłości mojej dla ciebie, Henryku, byłby on stał się zazdrosny.
— On... on... zazdrosny względem mnie?
— Wierz sercu matki... ja się nie mylę.
— Ah! mężna i szlachetna aż do ostatniego tchnienia, i teraz jeszcze chciałabyś złagodzić mą boleść!
— Powiedz raczej... że jestem matką... aż do ostatniego tchnienia. Posłuchaj mnie jeszcze, Henryku. Połączywszy się z tobą, to skromne nazwisko, które mój syn chciał nad
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1570
Ta strona została skorygowana.