Rozpoczęliśmy tę powieść przypuszczeniem, że podróżny, udający się w roku 1828 i potem w dwa lata później, z miasta Pont-Brillant do zamku tegoż nazwiska, musiałby koniecznie zwrócić uwagę swą na ową przyjemną zmianę, jaka w tym przeciągu czasu zaszła w skromnem mieszkaniu Marji Bastien.
Teraz powieść tę zakończymy podobnemże przypuszczeniem.
Gdyby tenże sam podróżny w osiemnaście miesięcy po śmierci Fryderyka i Marji powtórnie przechodził do zamku Pont-Brillant, nie byłby dostrzegł na folwarku żadnej nowej zmiany.
Taż sama powabna prostota panowała jeszcze w tem skromnem mieszkaniu; też same kwiatki pielęgnowane były przez starego Andrzeja; też same stuletnie drzewa dębowe ocieniały zieloną murawę, po której toczył swą czystą wodę spokojny strumyczek.
Ale ów podróżny dostrzegłby już teraz z rozrzewnieniem w najcienistszej części lasu, niedaleko małej zcicha szemrzącej kaskady, pomnik z białego marmuru z tym napisem:
Przed tym pomnikiem, który osłonięty był prostym daszkiem, otoczonym bluszczem i innemi roślinami pnącemi,