— Ruszaj żywo, Piotrze, bo panu się śpieszy.
— Już to ja lotem ptaka zawiozę obywatela — odpowiedział Piotr, głośno, trzaskając z bicza, i ruszywszy galopem z miejsca, śpiesznie przejechał przez miasto i wkrótce stanął na bitym trakcie; ale, ujechawszy ze dwieście kroków, nagle zatrzymał konie i, obróciwszy się na siodle, zdawał się czegoś oczekiwać.
Podróżny, zdziwiony tym wypoczynkiem, spuścił jedno okno i zawołał:
— A cóż, co się stało, mój chłopcze? Dlaczego stoisz?
— Wszakże pan wołałeś: stój!
— Mylisz się, jedź dalej, mój przyjacielu, i staraj się nagrodzić stracony czas.
— Bądź pan spokojny, jak ruszę, to wszystko połamię, chcę, ażeby ani kawałka nie zostało z pańskiego powozu, gdy staniemy na przeprząg.
I znowu ruszył galopem.
Lecz po dwustu może krokach tej szalonej jazdy, nastąpiło nowe i nagłe wstrzymanie.
— Cóż to znaczy — zawołał podróżny — cóżeś znowu zrobił?
— Niech cię milljon kroć sto tysięcy, fur, beczek, bataljonów! — krzyknął Piotr, zsiadając z konia, kończąc swoje przekleństwo pod nosem, i udając jakoby poprawiał postronki u orczyków.
— Powiedzże mi przynajmniej, co ci się stało, mój kochany.
— Nie zważaj pan na to, to nic, mój obywatelu, ten gałgan lejcowy wierzgnął oto zanadto wysoko i muszę mu teraz nogę przełożyć.
— To jeszcze niewielkie nieszczęście — rzekł podróżny głosem łagodnym — staraj się przynajmniej, ażeby to się już więcej nie przytrafiło.
— Jak ruszymy teraz to polecimy jak jaskółki, mój obywatelu — odpowiedział Piotr, siadając znowu na konia; poczem dodał zcicha: — poczekaj ty niedołęgo, patrzaj
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1629
Ta strona została skorygowana.