— Co ci jest? moja matko.
— Ten de Macreuse — odpowiedziała księżna, z wybuchem gniewu — ten de Macreuse... to wierutny łotr!
Gerald nie mógł się wstrzymać od głośnego śmiechu, pomimo wzruszenia, w jakim widział swą matkę, lecz pojął wkrótce nieprzyzwoitość swojej wesołości i powiedział:
— Przebacz, kochana matko, ale ta zmiana tak jest nagła i tak szczególna; lecz przychodzi mi na myśl — dodał Gerald poważnie — czy czasem człowiek ten nie uchybił w winnem ci uszanowaniu?
— Alboż to podobni ludzie uchybią kiedy formalnościom! — odparła księżna z gniewem.
— A więc, kochana matko, cóż cię rozgniewało tak dalece? Niedawno jeszcze wychwalałaś przede mną tego twojego pana de Macreuse, i...
— Przedewszystkiem proszę cię nie mówić: Mój pan de Macreuse — zawołała urażona pani de Senneterre, przerywając swemu synowi — czy wiesz, jaki był cel jego odwiedzin? On przyszedł prosić mnie, ażebym powtarzała wszystko dobre, jakie o nim myślę. (To co o nim myślę, jest bardzo pochlebne!)
— Komuż to masz powtarzać? i dlaczego?
— Czy podobna wyobrazić sobie takie zuchwalstwo?
— Ale cóż on zamierza, moja matko, z podobną rekomendacją?
— Jakto, co on z nią zamierza? Przecież on rości pretensje do ręki panny de Beaumesnil!
— On!
— Co to za bezczelność!
— Macreuse!
— Człowiek zupełnie pospolity, Bóg wie skąd! — mówiła księżna — bo rzeczywiście, nie mogę sobie wcale wytłumaczyć, kto to był tak niezręcznym, że wprowadził podobnego człowieka do naszego towarzystwa!
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/164
Ta strona została skorygowana.