— W porównaniu z nim, jestem prędki jak iskra.
— Więc w podróży, równie jak tutaj, nie porywają go już owe dawne uniesienia?
— Wcale a wcale.
— Doprawdy, pomyślawszy tylko, jaki to on był przed dwunastu laty... co Segoffinie?
— To taka różnica, jak dzień do nocy!
— Przypomina mi to, że jeszcze dzisiaj ta biedna i kochana panna Sabina miała jeden z tych nerwowych napadów, przypomniawszy sobie śmierć biednej matki. Przy takiem nieszczęściu, to przynajmniej jest dobrze, że ona nie poznała pana w jego bretońskim kostjumie, tego strasznego wieczoru, kiedy pani umarła. Biedna dziewczyna, zawsze przekonana, że matka jej umarła przez jakiegoś obcego człowieka, i to okrutne wspomnienie nieraz do obłąkania ją prawie doprowadza.
— Jakie to szczęście, że ta smutna: tajemnica pozostanie jej na zawsze nieznaną, rzeczywiście była to okropna noc.
— Ah! Segoffinie, ile to wypadków zaszło od tego czasu, ile to niepokoju dla tej biednej panienki, dla pana.
— Ja tylko zawsze byłem spokojny, moja droga.
— Alboż ty się kiedy czem niepokoisz?
— Czy podałem się kiedy rozpaczy?
— Nie... to prawda.
— Kiedyśmy widzieli pana rozpaczającego, że się stał przyczyną śmierci żony, kiedy potem odjęto mu urząd sędziego, który mu zapewniał utrzymanie, cóż ja ci wtedy mówiłem, moja droga, kiedyś utyskiwała nad naszą przyszłością? Mówiłem ci: Dla wilka las... dla gołębia strzecha.
— I to jeszcze prawda; lecz co się tyczy tego pięknego przysłowia, którego jak wtedy tak i dzisiaj jeszcze nie bardzo rozumiem, przyznasz sam, że ono nie mogło być dla mnie bardzo uspakajające.
— To być może, ale ja rozumiałem się dobrze i ro-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1665
Ta strona została skorygowana.