nieszczęśliwy, ja zaś wiedziałam, że pan jest tak dobry i ośmieliłam się przyjąć na siebie odpowiedzialność.
— Zbyt wiele wyświadczyłaś mi usług, Zuzanno, ażeby wszystkie osoby, należące do twojej rodziny nie miały mieć prawa do mej pomocy, do mego współczucia. Lecz, co ci mogę zarzucić... to... wielką nierozwagę.
— Przebacz mi pan, ale ja tego nie rozumiem.
— Twój siostrzeniec... jest młody?
— Właśnie skończył dwadzieścia pięć lat.
— Jest dobrze wychowany; otrzymał wykształcenie?
— Aż nadto dobre, jak na swoje położenie; siostra moja i jej mąż ponieśli dla niego wielkie ofiary. Ponieważ jego wzrok jest tak słaby, że o dziesięć kroków nic już nie widzi, które to kalectwo zagrodziło mu drogę do wielu zawodów, familja jego chciała, dając mu dobre wychowanie, postawić go w możności wstąpienia do stanu duchownego, ale i na to nie było środka. Onezym nie miał powołania; w takim razie trzeba było uciec się do biurowości; uzyskał małą posadę, i...
— Wiem już resztę; jakaż jest jego powierzchowność?
— Proszę pana, jest to chłopiec ani ładny, ani brzydki, rysy ma bardzo łagodne, tylko kalectwo wzroku nadaje mu jakiś dziwny wyraz; zresztą, jest najlepsza w świecie istota; niechaj pan pomówi o nim z panną, a zobaczy pan, co ona o nim powie.
— Doprawdy, Zuzanno... takie zaślepienie dziwi mnie nadzwyczajnie.
— Jakie zaślepienie, panie?
— Jakto!... ty... ty... Zuzanno, co masz doświadczenie i wiele zdrowego rozsądku... tyś nie uczuła... nie powiem nieprzyzwoitości, ale wielkiej niedorzeczności w przywołaniu siostrzeńca twego do siebie i w umieszczeniu go pod jednym dachem z moją córką, wystawiając ich oboje na poufałą z sobą zażyłość!
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1683
Ta strona została skorygowana.