W czasie kiedy pan Cloarek oddalił się z Onezymem, Segoffin, stojąc nieruchomie na tarasie ogrodowym w miejscu wzniesionem, z którego dokładnie było widać morze, zaopatrzony w starą perspektywę oprawioną w jaszczur, uporczywie wpatrywał się w jakiś przedmiot, który zdawał się wyłącznie zajmować jego uwagę i do najwyższego sopnia podniecać jego ciekawość i zdziwienie.
Przedmiotem tym był bryg, będący w oddaleniu i przesuwający się przed jego oczyma pomiędzy szczerbami nadbrzeżnych skał, przez które odkrywał się widok na morze; ponieważ statek ten lawirował od jakiegoś czasu, przeto, płynąc w zygzag powinien był wkrótce zniknąć z oczu Segoffina, który monologował zcicha:
— To niepodobna! czy to tylko sen? czy to ona? tak, to chyba ona? toć to jej maszty, jej żagle, jej postać, jej ruchy nawet; a jednak, nie, to nie może być ona, to nie jej pudło, nie jej kształt. Ona ze swoją baterją odkrytą czai się jak wielorybnik, gdy tymczasem ten statek ma wysokie parapety; a potem... ja tu wcale nie widzę burtów ze strzelnicami. Najmniejsze czółno nie pokazuje przecież tak końca swego nosa, Nie, nie, to nie ona. Alboż to ta siwa perukarska barwa z żółtawym brzeżkiem ma mniejsze podobieństwo z tą czarną suknią i czerwonym szlakiem, co tak djablo wyglądały na morzu! Jeszcze raz powtarzam, to nie ona, a jednak to nadzwyczajnie wynio-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1711
Ta strona została skorygowana.
XV.