Verduron zbliżał się coraz bardziej, z którego to powodu Zuzanna rzekła do starego domownika Iwona:
— Cóż to za jegomość? Jakiż on czerwony! Nigdym go jeszcze nie widziała. Odpowiedzże mi, Segoffinie! Mój Boże! jakże ty dziwnie wyglądasz, tyś jeszcze bledszy jak zwykle.
— To tylko przy czerwoności tego tłuściocha, wyglądam na tak bladego, moja droga — odpowiedział Segoffin, zagrożony niebezpieczeństwem, którego odwrócić żadną miarą nie umiał.
Służąca, idąca na kilka kroków przed armatorem, rzekła do Zuzanny:
— Pani Robertowa, ten jegomość chce się widzieć z naszym panem w jakimś bardzo ważnym interesie.
— Wszakże wiadomo ci, że pan wyszedł.
— Właśnie ja mu to mówiłam, ale powiedział że zaczeka, gdyż koniecznie musi się zobaczyć z panem. Przyprowadzałam go więc do pani, ażeby się z nią rozmówić.
Zaledwie Teresa skończyła swoje usprawiedliwienie, pan Verduron, umiejący żyć na świecie i mający pretensję do przyzwoitego obejścia w towarzystwie, zwłaszcza że w młodości swojej uważany był za prawdziwego koryfeusza menueta, zatrzymał się o pięć kroków od pani Robertowej i złożył jej pierwszy głęboki ukłon, z wdzięcznie zaokrąglonemi rękoma, łokciami wystającemi nieco, piętami doskonale zbliżonemi do siebie, i stopami ułożonemu w kształcie V.
Pani Robertowa, ujęta tym pełnym poszanowania hołdem, złożonym jej płci, odpowiedziała na ten ukłon ceremonjałnym i szerokim dygiem, mówiąc pocichu do Segoffina głosem szyderczego wyrzutu:
— Naucz się, jak człowiek uprzejmy i grzeczny powinien przystępować do kobiety.
— Niech go piorun trzaśnie, przystępowałem ja do innych rzeczy, jak tu zapewne niedługo wypaple ten niesz-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1716
Ta strona została skorygowana.