— Jakto — zawołała pani Robertowa, spoglądając na Segoffina ze zdziwieniem — jakto od uderzenia piką...
— To tylko taka przenośnia — odpowiedział Segoffin heroicznie, zdobywając się na grymas jeszcze więcej skomplikowany. — Pan Verduron, który zawsze jest bardzo dowcipny, nazywa mój wypadek, przez który utraciłem oko, uderzeniem piki, oto cała histórja. Ale zawsze to wina tego niegodziwca optyka w Lugdunie.
Ostatnie słowa zwrócone wyłącznie do Zuzanny, zostały tak cicho wymówione, że tylko ona je usłyszała, zwłaszcza że armator, rozweselony żartem Segoffina śmiał się z całego serca i nie dosłyszał, co jego znajomy na końcu powiedział.
Poczem Zuzanna odezwała się do armatora:
— Służąca uwiadomiła mnie właśnie, że pan życzy sobie widzieć się z panem Cloarek w jakimś bardzo ważnym interesie.
— Tak jest, piękna pani, w interesie bardzo ważnym — odpowiedział armator zalotnie. — Zapewne mam zaszczyt mówić z jego małżonką; w takim razie, ja...
— Daruj pan, jestem tylko ochmistrzynią panny Cloarek.
— Jakto? kap...
Ta pierwsza zgłoska nie wyszła jeszcze z ust armatora, gdy Segoffin, krzyknąwszy nagle z całych sił i uderzywszy silnie Zuzannę w rękę, zawołał:
— Ah! mój Boże... patrzajże... patrzaj! Ochmistrzyni tak przeraziła się okrzykiem Segoffina, że sama krzyknęła jeszcze głośniej i przez to samo nie usłyszała owej tak zatrważającej zgłoski. Dlatego też zaledwie przyszła do siebie z tego przestrachu, rzekła do starego sługi z wielką cierpkością:
— To nieznośne, przestraszyłeś mnie okropnie. Drżę jeszcze cała...
— Ale patrzajże tam — dodał Segoffin, wyciągając
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1718
Ta strona została skorygowana.