z kupcami[1] którzy przy poczciwej swojej powierzchowności, niemało przedstawiają nam trudności.
— To prawda, piękna pani — rzekł armator do Sabiny — trudno sobie wyobrazić jak to nieraz można się oszukać na ich powierzchowności;
— Dlatego też — odpowiedziała dziewica z uśmiechem — nigdy nie można, ufać pozorom.
— Wielka rzecz wtrąciła Zuzanna z szyderstwem to też na tem ograniczają się owe walki i niebezpieczeństwa, o których Segoffin mówi z takiem junactwem.
— Na uczciwość, piękna pani, nie przesadza on wcale; i zapewniam panią, że ostatnia nasza bitwa...
— Bitwa! — zawołała dziewica, skwapliwie przerywając armatorowi i wpatrując się w niego ze zdziwieniem.
— Jakto? — dodała ze swej strony Zuzanna nie mniej także zdumiona — bitwa?... o jakiej to bitwie, pan mówi?
— O bitwie, o walce zaciętej — odpowiedział Segoffin, przerywając także armatorowi — mówimy o rozpaczliwej bitwie pomiędzy nami a jednym niegodziwym kupcem, któremu się niepodobały nasze wyroby rueńskie; ale pan Cloarek i ja wzięliśmy go tak dobrze w obroty, że zabrał od nas ostatnie sto sztuk materji, i...
— Ha! wiecie piękne panie, że on nam niestworzone rzeczy prawi o swoich pakach i towarach! — rzekł pan Verduron, który już kilka razy, ale zawsze daremnie usiłował przerwać Segoffinowi. — Słuchaj, czyś ty głowę stracił, mój kochany!
— Co? ja głowę straciłem? Zuchwalcze, szaleńcem mnie nazywasz! — krzyknął Segoffin groźnym głosem, i zmieniwszy nagle wyraz twarzy, zbliżył się zaczepnie i groźnie do pana Verduron.
- ↑ Korsarze nazywają statki kupieckie, kupcami; lecz częstokroć i statki wojenne przybierają powierzchowność tych statków, dla podejścia korsarzy.