Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

Rozmowa księżnej z jej synem została powtórnie przerwaną przez kamerdynera pani de Senneterre, który zapukawszy poprzednio, wszedł do pokoju, mówiąc:
— Pan baron de Ravil pragnie mówić z księciem panem w interesie bardzo ważnym; oczekuje on na księcia w jego mieszkaniu.
— Dobrze — rzekł Gerald, nie mało zdziwiony tą wizytą.
Kamerdyner odszedł.
— Cóż ty za interesa możesz mieć z panem de Ravil? — zapytała księżna swego syna — nie cierpię tego człowieka. Wszyscy go przyjmują, i ja sama przyznaję to, daję zły przykład, nie wiedząc dlaczego.
— Jest to rzecz prosta; jego ojciec był bardzo przyzwoitym człowiekiem i z dobrej familji; on sam wprowadził w świat swojego syna; a ten, raz przyjęty w towarzystwie, przyjmowany już jest zawsze; zresztą nie podoba mi się on także w wysokim stopniu. Od czasu owego komicznego pojedynku margrabiego z panem de Mormand nie widziałem go jeszcze wcale. Nie wiem także, co de Ravil może mieć ze mną do mówienia. Ale, ale ponieważ właśnie mówimy o tym cyniku, przypomniałem sobie anegdotkę, którą mi wczoraj o nim powtórzono, a która go wybornie maluje. Pewien biedny chłopiec, niewielkie posiadający zasoby, uczynił mu znakomitą przysługę, otwierając dla niego swą skromną szkatułę; posłuchaj, jak mu de Ravil za tę usługę podziękował: Gdzie u djabła, powiedział baron, ten głupiec złowił owe dwieście luidorów, które mi pożyczył?
— To haniebne! — zawołała księżna.
— Idę już, ażeby się pozbyć tego człowieka — dodał Gerald — zresztą nieźle jest posłuchać go czasem; ten jaszczurny język wie wszystko, zna wszystko. Zaczekaj na mnie, kochana matko, kto wie, może wrócę zachwycony tym bezczelnym człowiekiem. Wszakże ty wróciłaś oburzona przeciw Macreusowi.