ale to nie jest jeszcze ostatnie słowo pana, a to dla kilku ważnych powodów.
— Nigdy dwóch słów nie daję.
— Ani ja, kochany kapitanie; ale co robić... częstokroć... mimowolnie... okoliczności...
— Jeszcze raz powtarzam: nie, więc nie.
— Powiedziałeś pan: nie, to dobrze! teraz pan powie, tak. Oto cała rzecz, kochany kapitanie — rzekł armator, jak gdyby był najpewniejszym swego zdania.
— Panie Verduron — krzyknął Cloarek uderzając nogą o ziemię — dosyć tego!... dosyć!...
— Poco pan drażnisz daremnie pana Iwona — szepnął pocichu Segoffin do armatora — ja go znam dobrze, mogłaby cię jeszcze spotkać jaka burza, a ponieważ nie widzę na panu żadnego konduktora, domyślasz się zatem...
— Mój kochany kapitanie — dodał pan Verduron — o to tylko pana proszę, ażebyś mi jeszcze pięć minut czasu poświęcił i zgoda!
— Kończ pan, kończ.
— Z załączającego się tutaj dziennika angielskiego, który jest zarazem dowodem, że wiadomość pochodzi z dobrego źródła — mówił armator, oddając Iwonowi gazetę — przekona się pan, że korweta wojenna Vangard, która prowadzi ten bogaty i soczysty statek, pozostaje pod dowództwem kapitana Blak.
— Kapitana Blak! — zawołał Cloarek.
— Jego samego — odpowiedział Verduron. — Jest to, jak panu wiadomo, jeden z najwaleczniejszych kapitanów marynarki angielskiej; a na nasze nieszczęście, człowiek ten zawsze był szczęśliwy we wszystkich potyczkach z naszemi okrętami, przezwano, go dostarczycielem pontonów.
— Ponieważ to on prowadzi ten bogaty statek, przyjemnieby mi było, chociażby mnie to miało kosztować moje ostatnie oko — rzekł Segoffin — przyjemnieby mi bardzo było umieścić wygodnie 18 funtową kulę w brzu-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1735
Ta strona została skorygowana.