ne bywa tylko od czasu, skrzypnięciem drzwi, które się otwierają z nadzwyczajną ostrożnością. Wtedy wchodzi pani Robertowa i zalecając skinieniem wieśniaczce, ażeby się nie poruszała, zbliża się na palcach do łóżka swego synowca i uchyliwszy firanki, przypatruje mu się z trwogą i niepokojem.
W przeciągu tych trzech dni rysy Zuzanny zmieniły się prawie do niepoznania; boleść, trwoga i łzy wycisnęły na nich ślady okropnego cierpienia.
W milczeniu przyjrzawszy się przez chwilę Onezymowi, Zuzanna cofnęła się pocichu od jego łóżka, i skinęła na czuwającą przy nim kobietę, ażeby się do niej zbliżyła.
— Jakże się ma chory od chwili mojej ostatniej bytności?
— Zdaje się że jest mniej cierpiący, ale więcej wzruszony.
— Nie uskarżał się wcale?
— Bardzo mało, pytał mnie kilka razy o szczegóły wszystkiego, co się stało, ale, podług pani zalecenia nic mu nie odpowiadałam.
— Dzięki Bogu, widać że już wraca do przytomności.
— O! zupełnie pani. Zdaje się nawet, że mówiłby nierównie więcej, gdyby mu tylko odpowiadano na wszystkie jego pytania.
— Czy nie pytał się o mnie?
— Owszem, kilka razy powtarzał: „Wszakże moja ciotka przyjdzie? Czy ona rychło nadejdzie? Odpowiedziałam mu, że pani prawie co pół godziny przychodzi. I wtedy skinął głową jakgdyby mi chciał podziękować; potem znowu zasnął, ale kilka razy nagle się przebudził.
— Czy nie narzeka więcej niż zwykle na swą ranę?
— Nie, tylko dwa czy trzy razy zdawało się, jakgdyby z trudnością oddychał.
— O, mój Boże! — rzekła Zuzanna, składając ręce
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1754
Ta strona została skorygowana.