— Wszyscy jesteśmy zdrowi, wszyscy, wszakżem ci już powiedziała.
Onezym wstrząsnął głową, jakgdyby nie dowierzał i dodał:
— A pan Cloarek?
— Słuchaj, moje dziecię, nie mówmy już o tem co się stało, nie zadawaj mi żadnych pytań, bo nie mogę ci odpowiadać. Jak będziesz zupełnie zdrów, wtedy co innego.
— Wiem ja, moja ciotko, dlatego nie chcesz mi odpowiadać, ażeby mnie nie wzruszyć zbytecznie, ale przysięgam ci, niepewność w jakiej zostaję co do losu panny Sabiny i jej ojca jest dla mnie zabijająca.
— Wszyscy są zupełnie zdrowi, powtarzam ci raz jeszcze.
— Nie, moja ciotko, nie, nie mogą być wszyscy zdrowi po tym okropnym wypadku, który dotąd jeszcze jest dla mnie niepojęty.
— Ale, zapewniam cię, mój drogi, że... otóż, znowu się niecierpliwisz, znowu się poruszasz. Mój Boże! jaki ty jesteś nierozsądny, Onezymie, proszę cię uspokój się.
— Mój Boże, mój Boże! alboż to moja wina? Dlaczegóż zostawiacie mnie w takiej trwodze o los panny Sabiny, o los pana Cloarek?
— Ale! wszakże ustawicznie ci powtarzam, że wszyscy są zdrowi.
— Ja zaś mówię ci, że to być nie może — zawołał młodzieniec w coraz większem uniesieniu — jakto, podczas owego nieszczęsnego wieczora uzbrojeni ludzie uderzają na nasz dom śród licznych wystrzałów, i przy blasku pożaru pokój, w którym znajdujemy się, to jest panna Sabina, ty i ja, zostaje zapełniony jakąś wściekłą zgrają, i ty chcesz, moja ciotko, ażebym wierzył, że panna Sabina, która drży na najmniejszy łoskot, nie doznała owego wieczoru najokropniejszego wstrząśnienia, może nawet śmiertelnego!
— Onezymie, na miłość boską, wysłuchajże mnie.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1756
Ta strona została skorygowana.