nowej trwogi... nie, nie, powiadam ci, że to nie jest życie. Tysiąc razy śmierć wolę, bo w niej przynajmniej jest pewność.
Zuzanna, zatrwożona wzrastającem ciągle uniesieniem Onezyma, i obawiając się, ażeby milczenie jej rzeczywiście nie sprowadziło jakich nieszczęśliwych skutków, zawołała:
— Więc dobrze! słuchaj, ale mi przyrzeknij pierwej, że będziesz rozsądnym... mężnym...
— Mężnym, ah! wiedziałem ja dobrze, że nastąpiły wielkie nieszczęścia.
— Widzisz więc, cóż ja mam uczynić, co powiedzieć? — zawołała nieszczęśliwa kobieta.
— Za pierwszem mojem słowem oddajesz się już rozpaczy.
— O! mój Boże! — rzekł Onezym przerażonym głosem — przeczuwałem ja to, ona umarła...
— Nie, nie, ona żyje — dodała skwapliwie ochmistrzyni — żyje, przysięgam ci na moje zbawienie, żyje, powtarzam ci jeszcze, cierpiała wiele, doświadczyła wiele, możesz się tego domyślić, ale jej życie nie jest już w niebezpieczeństwie.
— Więc była w niebezpieczeństwie?
— Przez dwa dni, tak jest, na nieszczęście, ale teraz dopiero, przed chwilą rozmawiałam z nią jeszcze. Stan jej jest zadawalniający, jak tylko być może.
— Dzięki ci, mój Boże! dzięki — rzekł Onezym pokornie. — Dziękuję i tobie moja biedna ciotko. Ah! gdybyś ty wiedziała ileś mi dobrego wyświadczyła, jaką ulgę teraz czuję, byłabyś szczęśliwą z radości.
— Jestem i tak już szczęśliwa, moje dziecię.
— A pan Cloarek, czy jest w domu?
— Nie...
— Niema go przy córce?
— Nie, mój synu... nie.
— Gdzież on tedy jest?
— Niewiadomo...
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1758
Ta strona została skorygowana.