Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1762

Ta strona została skorygowana.

dy je już miano wyłamać, i tu, biedne dziecię, sam jeden, broniłeś przez chwilę wejścia do naszego pokoju z odwagą i siłą nadprzyrodzoną.
— Proszę cię, moja kochana ciotko, dosyć już o tym przedmiocie.
— Dosyć! jakto, kiedy jedyną moją pociechą, gdy widzę cię rannym, jest wspomnienie twego męstwa i twego poświęcenia?... Nie, nie, lubię powtarzać, że waleczność najśmielszych nawet ludzi zagasłaby przy twojej waleczności. Przypartemu do drzwi, których przystępu broniłeś, owa sztaba żelazna stała się straszną bronią i chociaż twój krótki wzrok nie pozwalał ci dobrze wymierzać twych ciosów, każdy napastnik, co ci się dostał pod rękę, padał u stóp twoich.
— Ah! jakaż musiała być trwoga panny Sabiny podczas tej chwilowej walki, taki widok... dla niej... tak lękliwej... tysiąc razy gorszy był, niż sama śmierć.
— Mylisz się, moje dziecię.
— Co mówisz?
— Odwaga jej była niepojęta, tak jest, i teraz jeszcze pytam samej siebie, jakim to cudem, ona, co na najmniejszą drobnostkę zwykle drżała z przerażenia, mogła w tym wypadku wykazać tak wielką siłę charakteru.
— Panna Sabina?
— Powtarzam ci, że to jest nie do uwierzenia; podczas kiedyś tak walecznie bronił naszego schronienia, biedna, kochana dziewczyna (zdaje mi się, że ją widzę jeszcze), stała na środku, blada, ale odważna. Pierwsze jej słowa były: Dzięki ci, mój Boże! umrę sama, mego ojca niema tutaj!
— O! jakże to dobrze, jak pięknie z jej strony, w każdym razie objawia się jej wielkie i szlachetne serce.
— Poczem, spojrzawszy na ciebie wzrokiem śmiałym, prawie dumnym, rzekła do mnie z zapałem, pokazując na ciebie: „Czy wierzysz teraz, że on jest mężny? On się da zabić za nas, ale przynajmniej razem z nim zginiemy“.