li czyny odpowiadają słowom, jesteś pan prawdziwym feniksem.
— Proszę mnie jeszcze dziś, w tej chwili wystawić na próbę.
— Dziś, w tej chwili! — zawołał kanonik, wzruszając ramionami. — To pan nie wie, że ja już od dwóch miesięcy cierpię na nagłe zobojętnienie smaku, że wszystko, co do ust biorę, jest bez smaku, jak trawa! Jeszcze dziś rano pozostawiłem nietknięte śniadanie, które sobie kazałem przynieść od Cheveta, on tymczasem dla mnie gotuje, dopóki nie będę miał własnego kucharza. Ach, gdybym nie utrzymywał, że pan jest poczciwym człowiekiem, posądzałbym pana, żeś przyszedł naśmiewać się ze mnie. Pan się zobowiązuje dla mnie gotować, kiedy ja nie mam najmniejszego apetytu.
— Ale ja się nazywam Apetyt, wielmożny panie.
— Ale ja panu powtarzam, że przed pół godziną nie tknąłem najpyszniejszej potrawy.
— Tem lepiej, w stosowniejszej chwili nie mogłem przybyć: mój triumf będzie tem większy.
— Słuchaj, mój przyjacielu, nie wiem, czy to twoje nazwisko, czy też sposób, jakim się pan wyraża o swojej sztuce, na mnie wpłynęło, że odczuwam, nie powiem apetyt, ale uczucie miłe, które mi daje błogą nadzieję, że może później kiedyś znów apetyt poczuję...
— Wielmożny panie, proszę mi wybaczyć, jeżeli przerywam. Ma pan w tem mieszkaniu kuchnię?
— Mam, i to kompletnie urządzoną. W niej to potrawy, które przynoszą dla mnie od Cheveta, przygrzewają.
— Pozwól mi pan ją na pół godziny?
— Na co?
— Aby przygotować dla pana śniadanie.
— Z czego?
— Wszystko, co do tego potrzeba, zabrałem z sobą.
— Na co to śniadanie, przyjacielu? usłuchaj mojej
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1836
Ta strona została skorygowana.