Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1841

Ta strona została skorygowana.

Na głos Pabla kanonik spuścił swoje tłuste ręce, odkrywając zmienioną z przestrachu twarz.
— Panie, co się tu stało? — zapytał Pablo powtórnie.
— Nic, mój Pablo, nic. Dziecinna myśl, na którą się teraz rumienię. Dlaczego jednak tak długo nie przychodziłeś?
— Wielmożny panie, to nie moja wina.
— Jakto?
— Z ciekawości poszedłem do kuchni, aby zobaczyć tego sławnego kucharza przy pracy.
— I cóż, Pablo?
— Gdy pomogłem mu zanieść jego pudło do kuchni, prosił mnie, abym go opuścił, gdyż bezwarunkowo pozostać chce sam.
— Ach, Pablo, jaki on tajemniczy!
— Posłuchałem go, lecz nie mogąc się powstrzymać, pozostałem pod drzwiami.
— Aby podsłuchać?
— Nie, aby wąchać.
— I cóż dalej, Pablo?
— Ach, mój panie! mój panie!
— Kończże raz!
— Powoli rozchodził się przez drzwi taki przyjemny, taki łechcący, taki apetyczny zapach, że jak przykuty stałem za drzwiami. Byłem odurzony, oczarowany.
— Rzeczywiście, Pablo?
— Wielmożny pan wie, iż pańskie wyśmienite śniadanie, które dla pana przyniesiono, z polecenia pańskiego zjadłem.
— Wiem o tem.
— Zapach, o którym mówiłem, był tak apetyczny, że nagle uczułem taki głód, iż nie odchodząc od drzwi, wziąłem leżący na stole wielki kawał suchego chleba...
— I zjadłeś go, Pablo?
— Połknąłem, wielmożny panie!
— Suchy?