Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1849

Ta strona została skorygowana.
VIII.

Na widok kucharza, który stosownie do swego zajęcia ubrany był w biały kaftan i takąż czapkę, kanonik podniósł się mozolnie z fotelu, podszedł dwa kroki ku niemu, a podając mu obie ręce, zawołał wzruszonym głosem.
— Witaj mi, mój zbawco, mój drogi przyjacielu. Jestem dumny, że cię tak mogę nazwać; zasłużyłeś na ten tytuł; tobie zawdzięczam apetyt, a ten jest szczęściem, jest życiem.
Kucharz niebardzo był ucieszony tytułem, którym go kanonik obdarzył, z założonemi rękoma, z wzrokiem ostro skierowanym na Don Diego, zachowywał milczenie. Kanonik w swoim entuzjazmie gastronomicznym nie widział szyderczego, prawie djabelskiego uśmiechu, który pokazał się na ustach kucharza, lecz dalej go obsypywał pochwałami i podziękowaniami.
— Przyjacielu, od dziś należysz do mnie; na każdy warunek przystaję. Jestem bogaty a dobre jedzenie jest moją jedyną namiętnością; nie będę dla ciebie panem, lecz przyjacielem. Nikt pana lepiej nie uszanuje. Mówiłeś mi, że uprawiasz gastronomję dla sztuki, tego pan dowiódł, ja oświadczam, że pan jesteś największym kucharzem tego wieku. Cud, którego pan dziś dokonał, powracając mi apetyt, ba, podwajając go, cud ten podniósł pana w moich oczach nad wszystkich. Nie rozłączymy się już mój przyjacielu; wszystko, czego ode mnie bę-