nie i białej czapce, rzeczywiście jak Mefistofeles, i szedł powoli do drzwi.
— Nie, nie — wołał kanonik, składając ręce — nie, pan mnie tak nie opuści, toby było okrutnie, nielitościwie, to nazywałoby się podróżnego pozostawić pośrodku pustyni, kiedy mu się wprzód pokazało oazę pełną cienia i świeżości.
— Musiałeś, kanoniku, swego czasu być wielkim kaznodzieją — mówił mężczyzna w białym kaftanie, idąc do drzwi.
— Łaski, łaski — wołał Don Diego, wybuchając głośnym płaczem. Już się nie zwracam do artysty, tylko do człowieka; tak, to mój bliźni, którego na kolanach błagam, nie oddawaj mnie rozpaczy.
— I ja upadam przed panem na kolana — zawołał służący, porwany rozczuleniem swego pana. — Biedna, pokorna istota łączy swe prośby z prośbami Don Diega. Ach, nie opuszczaj go pan; on umarłby.
— Tak — dodał kucharz z djabelskim uśmiechem — om umrze, umrze wychudły.
Rozpacz, wprawiwszy kanonika, w szaleństwo, dodała mu odwagi; nie zważając na swoją tuszę rzucił się na kucharza, wołając:
— Do mnie, Pablo! Ten potwór nie będzie już dla nikogo gotować. Jego śmierć tylko może mnie uwolnić od szyderczych prześladowań.
— Panie — wołał służący, mniej egzaltowany, niż chlebodawca — co pan robi? cierpienia pomieszały panu zmysły.
Na szczęście kucharz się cofnął na pierwsze poruszenie o dwa kroki wstecz, i zajął obronną postawę, wywijając jedną ręką wielkim kuchennym nożem, a w drugiej trzymając wielki śpiczasty widelec.
Na widok tej strasznej broni opuściła kanonika ochota do bójki, lecz gwałtowne poruszenie, kipienie jego krwi, przeszkoda w trawieniu, wszystko to wywołało w nim ta-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1855
Ta strona została skorygowana.