Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1872

Ta strona została skorygowana.

— Być może — odparł doktór z uśmiechem — kto wie.
— Chodźmy, kochany Abbé — mówił kanonik ze zmienioną od gniewu twarzą. — Chodźmy do prokuratora a potem przyśpieszymy wyjazd mojej kuzynki. — Zwróciwszy się zaś do doktora dodał: — takiej podstępnej i niegodnej broni używać. Takim niegodnym machiawelizmem podejść człowieka, który mu we wszystkiem zaufał. O mój panie, to niegodnie, ale ja się zemszczę.
— I to zaraz! — wtrącił Abbé. — Chodźmy Don Diego. Przepraszam cię, drogi doktorze, że cię tak niegrzecznie opuszczam, ale, jak sam widzisz, każda chwila jest droga.
Kanonik trząsł się ze złości i już wychodził, kiedy doktór odezwał się spokojnie:
— Księże kanoniku, na jedno słówko, jeżeli pozwolisz.
— Jeżeli go pan wysłucha, jesteś zgubiony Don Diego — wołał Abbé, ciągnąc za sobą kanonika. — Zły duch nie może być, więcej przymilający, niż ten piekielny doktór. Osądź sam z figla, jaki ci wypłatał. Chodźmy.
— Księże kanoniku — zawołał doktór, chwytając go za prawe ramię, podczas gdy Abbé Ledoux usiłował go do siebie za lewe ramię przyciągnąć. — Kanoniku, proszę na jedno słówko.
— Nie, nie — mówił Abbé. — Uciekajmy, Don Diego, uciekajmy przed tym kusicielem. I Abbé nie przestawał ciągnąć kanonika za lewe ramię.
— Tylko jedno słowo, a przekonasz się pan, jak się kochany Abbé, co do mojej osoby myli — mówił doktór nie puszczając prawego ramienia kanonika.
— Co? Abbé Ledoux zwodzi mnie, co do pana osoby? to zanadto — wołał kanonik. — Pan się ośmiela...
— Ja panu dam dowody na moje twierdzenia — odpowiedział doktór, czując jak nieznacznie Don Diego przechylał się na jego stronę.