chaigue: Wszakże prawda, że mam słuszność, baronie? odwołuję się do pana, który jesteś tak szczęśliwy, że ani twemi zaletami, ani wadami nie razisz nikogo.
Baron uśmiechnął się, pokazał swoje nad miarę długie zęby, i odpowiedział, usiłując ukryć swoje niezadowolenie:
— Ah! margrabio! margrabio! zawsze jesteś złośliwy, ale zawsze godzien kochania.
Pan de La Rochaigue, uważając, że wypadało koniecznie przedstawić margrabiego wychowanicy, która z coraz większym niepokojem przypatrywała się garbatemu, rzekł do Ernestyny:
— Moja kochana pupilko, pozwól mi pani przedstawić sobie naszego zacnego przyjaciela, pana margrabiego de Maillefort.
Garbaty, ukłoniwszy się panience, która ukłon jego z widocznem pomieszaniem oddała, rzekł do niej tonem zimnej grzeczności:
— Szczęśliwy jestem, pani, że teraz będę miał jeszcze jeden powód więcej do częstszego odwiedzania pani de La Rochaigue.
I ponieważ zdawało się margrabiemu, że uczynił już zadość obowiązkowi przyzwoitej grzeczności, przeto ukłonił się powtórnie sierocie, i usiadł przy baronowej, gdy tymczasem jej mąż usiłował stłumić swój gniew, zapijając, go czarną kawą. Helena wzięła Ernestynę pod rękę i odprowadziła ją o kilka kroków pod pozorem przypatrzenia się bardzo pięknym kwiatom, ustawionym na pobliskim stoliku.
Margrabia, nie zważając niby wcale na Ernestynę i Helenę, nie spuścił ich przecież z oka ani na chwilę; miał on słuch nadzwyczajnie delikatny, i spodziewał się uchwycić co z rozmowy świętoszki z Ernestyną, pomimo, że sam ciągle rozmawiał z panią de La Rochaigue; rozmowa ta, jak łatwo można się domyślić, z początku nie miała żadne-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/206
Ta strona została skorygowana.