Wołałabym sto razy mieć prawdziwą obawę, chociażby ona była i najgroźniejszą, bo wiedziałabym przynajmniej gdzie jest niebezpieczeństwo, i przedsiębrałabym stosowne środki, ażeby go uniknąć; gdy tymczasem margrabia zostawia nas w ustawicznym niepokoju, co może stać się powodem tysiącznych z naszej strony niedorzeczności i być zarazem przeszkodą do spełnienia zamiarów, powziętych w naszym interesie. Słowem, musimy się poddać i powiedzieć sobie: jest to człowiek, obdarzony szatańską przenikliwością, który wszystko widzi, lub stara się widzieć i zbadać, który pragnie śledzić nasze postępowanie, i który na nieszczęście ma tysiączne środki dopięcia swego celu, kiedy my tymczasem nie mamy ani jednego sposobu uwolnienia się z pod jego baczności.
— Wracam do myśli, która mi się niedawno nasunęła — rzekł baron zadowolony — i uważam ją za słuszną, prawdziwą, oczywistą; myśl ta...
— Jaka myśl?
— Że margrabia jest największym zbrodniarzem.
— Dobranoc, mój panie! — zawołała pani de La Rochaigue niecierpliwie, i postąpiła ku drzwiom.
— Jakto — rzekł baron — pani odchodzisz tak w chwili krytycznej, nie czekając aż się porozumiemy?
— Porozumiemy, co do czego?
— Co należy dalej czynić.
— Alboż ja wiem? zawołała pani de La Rochaigue, nie posiadając się z gniewu i uderzając nogą w ziemię — ten złośliwy garbus oburzył mnie do najwyższego stopnia, a pan swojemi pięknemi spostrzeżeniami doprowadzasz mnie do szaleństwa.
I pani de La Rochaigue wyszła z salonu, trzasnąwszy gwałtownie drzwiami, prawie przed nosem barona.