Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

— I cóż moja matka zawiniła panu de Maillefort — zapytała Ernestyna ze łzami w oczach.
— Ona, ta biedna, ukochana istota, nic. O! mój Boże! byłoby to toż samo co powiedzieć, że bezbronne jagniątko rzuciło się na tygrysa.
— Więc jakaż bya przyczyna tej nienawiści pana de Maillefort?
— Ah! ukochane dziecię, moje poufałe zwierzenia nie mogą się tak daleko rozciągać, są to rzeczy zbyt bezecne — odpowiedziała Helena z westchnieniem — zbyt okropne.
— Zatem miałam słuszność, lękając się tego człowieka — powiedziała Ernestyna z goryczą — a jednak czyniłam sobie wyrzuty, że bez żadnej zasady uległam mojej mimowolnej niechęci.
— Ah! lube dziecię, obyś nigdy nie uczuła sprawiedliwszej niechęci — przerwała świętoszka, wznosząc oczy ku niebu. Następnie dodała — teraz, kochana Ernestyno, zostawiam cię; śpij spokojnie; jutro o dziewiątej przyjdę po ciebie.
— Do jutra zatem, panno Heleno; ah! smutną natchnęłaś mnie pani myślą; moja matka miała nieprzyjaciela.
— Lepiej jest znać złych ludzi, niż nie znać ich wcale, moja kochana Ernestyno; bo się można przynajmniej uchronić przed ich złośliwością. Śpij więc spokojnie, do jutra, moje dziecię.
— Do jutra, pani.
I panna Helena oddaliła się, uszczęśliwiona tą przewrotną zręcznością, z jaką serce panny de Beaumesnil natchnęła tak bolesną nieufnością ku panu de Maillefort.
Ernestyna, pozostawszy sama, zadzwoniła na panią Lainé, która pełniła przy niej niemal wszystkie obowiązki.
Kobieta ta miała około lat czterdziestu; rysy jej wskazywały pewną słodycz, a lubo postępowanie jej względem Ernestyny, było ujmujące i gorliwe, jednak przebijało się w niem pewne niewolnictwo i nikczemność, które dalekie są od tego bezwarunkowego przywiązania, jakie dobre