Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/232

Ta strona została skorygowana.

a mianowicie też swojej młodej gwardji — dodała nieubłagana pani Barbancon z westchnieniem — wszystko to w zamiarze oddania ich na łup armat, jak sam mówił, powiększenia zaciągu wojskowego, i wyludnienia Francji, w której nie chciał widzieć ani jednego francuza. Taki to był jego plan.
Usłyszawszy ten potok obelg, wyrzuconych jednym tchem, komendant Bernard parsknął głośnym śmiechem i rzekł do swej gospodyni:
— Mamo Barbancon, pozwól tylko jedyne uczynić sobie zapytanie: jeżelić Buonaparte nie chciał mieć we Francji ani jednego francuza, nad kimże, u djabła, byłby panował?
— O! mój Boże! — odpowiedziała gospodyni, niecierpliwie wzruszając ramionami, tak jakgdyby jej uczyniono zapytanie: — dlaczego w południe jest widno — a któżby to nad negrami panował!
Wyskok ten tak był dziwny, tak niespodziewany, że komendant naprzód zastanowił się chwilkę, potem wybuchnął powtórnym śmiechem.
— Jakto, nad negrami! — zawołał — nad jakimi negrami?
— Ej, nad negrami w Ameryce, mój panie, z którymi się znał doskonale, tak dalece, że kiedy się znajdował na swojej skale, oni wykopali kanał podziemny, który zaczynał się w Change d‘Asile, przechodził pod wyspą św. Heleny i kończył się w stolicy kraju innych negrów, będących z pierwszymi w porozumieniu; bo Bonaparte chciał na ich czele powrócić do kraju, ażeby potem ze swoim szkaradnym Roustanem złupić całą Francję.
— Mamo Barbancon — zawołał komendant ze zdziwieniem — tak daleko jeszcześ ani razu nie zaszła.
— Niema się tu wcale z czego śmiać, mój panie, czy pan chcesz niezbitego dowodu, że ten potwór ustawicznie zajęty był myślą zastąpieniem Francuzów negrami?
— Słucham, mamo Barbancon — rzekł weteran ociera-