jąc łzy, które nadzwyczajny śmiech z oczu jego wycisnął. — Słucham, jakiż to będzie ten dowód?
— Oto, mój panie, nie powtarzanoż tego zawsze: Wasz Buonaparte obchodzi się z Francuzami jak z negrami.
— Brawo, mamo Barbancon!
— Nie jestże to więc dowodem, że zamiast Francuzów pragnął mieć w swoich szponach wszystkich negrów!
— Łaski, mamo Barbancon — zawołał biedny komendant, wijąc się ze śmiechu w swojem krześle — co nadto, to nadto, to już nareszcie i boli.
Wtem dwa razy zadzwoniono tak silnie, że odgłos dzwonka rozległ się po całym domu; gospodyni zerwała się z miejsca i, zostawiając komendanta pośród jego śmiechu, wybiegła spiesznie, powiedziawszy:
— A to co? ten dzwoni jakby jaki książę!
Pani Barbancon zamknęła drzwi do pokoju weterana, i poszła otworzyć przybywającemu gościowi.
Był to gruby mężczyzna około pięćdziesięciu lat, w mundurze podporucznika gwardji narodowej, mundur ten rozchodził się z tyłu nadzwyczajnie, z przodu zaś szczelnie był opięty na ogromnym brzuchu, na którym kołysały się ciężkie dewizy. Na głowie miał potężną bermycę, która prawie zupełnie zasłaniała jego oczy, a w rysach i całej postawie, malowała się jakaś uroczystość, duma i wielkie zadowolenie z siebie samego.
Na widok takiego gościa, pani Barbancon zmarszczyła brwi i niezastraszona bynajmniej porucznikowską godnością tego rycerza, rzekła do niego gniewnie i głosem niezbyt pochlebnego zdziwienia:
— Jakto, pan znowu tutaj?
— Byłoby to dziwnem, gdyby właściciel (ten wyraz „właściciel“ wymówiony został z nieopisaną powagą i znaczeniem) nie mógł przyjść do swojego domu, kiedy...
— Pan tu nie jesteś w swoim domu, kiedyś go wynajął komendantowi.
— Mamy dziś siedemnastego, a mój odźwierny odniósł
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/233
Ta strona została skorygowana.