Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/237

Ta strona została skorygowana.

ocierając zroszone potem czoło — poczciwy mularz niemało miał pracy w zebraniu pieniędzy, które mi był winien, gdyż nie uwiadomiłem go poprzednio, że ich tak prędko będę potrzebować, koniec końcem, oto są te dwieście franków — powiedział Oliwier, oddając gospodyni paczkę pieniędzy.
— Ah! jakiż to ciężar spadł mi z serca, panie Oliwierze.
— Czy właściciel był tu znowu?
— Dopiero co wyszedł, niegodziwiec jakiś. Alem mu też przynajmniej nagadała.
— Moja kochana pani Barbancon, kiedy kto co winien, musi zapłacić. Ale powiedzże mi pani, mój biedny wuj nie domyślił się niczego?
— Nic a nic, to kochane panisko o niczem nie wie.
— Ah! tem lepiej — dodał Oliwier.
— O! co za wyborna myśl! — dodała mściwa gospodyni, odliczając pieniądze, które jej doręczył synowiec komendanta — wyborna myśl!
— Jakaż to myśl, pani Barbancon?
— Ten niegodziwiec ma przyjść o godzinie czwartej, otóż nałożę w kuchni dobry ogień i włożę sto pięćdziesiąt franków do pieca; skoro tylko Bouffard przyjdzie, powiem mu, ażeby zaczekał chwilkę; potem wyjdę do kuchni, wydobędę obcęgami najgorętsze talary, ustawię na stole jedne, na drugich i powiem mu: Oto są pieniądze, weź je pan... hę? panie Oliwierze, myśl prześliczna. Prawo tego nie zabrania.
— Do djabła! mamo Barbancon — powiedział Oliwier z uśmiechem. — Pani jesteś, jak uważam, bardzo zawziętą na kramarzy, którzy się zbogacili. Ale wiesz pani, lepiej będzie, jeżeli oszczędzisz swoich węgli i wyliczysz panu Bouffard poprostu jego sto pięćdziesiąt franków.
— Panie Oliwierze, pan jest zanadto dobry. Pozwól mi pan przypiec trochę palce tego złoczyńcy.
— Bah! on nietyle jest zły, ile głupi.
— Bo jest jednym i drugim zarazem, panie Oliwierze.