Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

— Nie, nie, mój wuju, on jedynie dla ciebie samego przychodził, wierzaj mi.
— Hm, hm!
— Zresztą on ci to samo powie, gdyż wczoraj zapytał mnie listownie, czy nas zastanie dzisiejszego rana.
— Ah! mnie zastanie niezawodnie; wszakże ja nie mogę ruszyć się z mojego krzesła i widzisz przed sobą smutne dowody mojej bezczynności — dodał marynarz, pokazując swemu siostrzeńcowi wyschłe i chwastem zarosłe rabaty. — Mój biedny ogródek cały jest spieczony tak wielkim upałem. Mama Barbancon jest zbyt słaba, bo też i moja choroba zmęczyła już tę poczciwą kobietę. Mówiłem jej wprawdzie, ażeby tu co dwa dni kazała przychodzić stróżowi, dałoby mu się na piwo, ale trzeba ci było widzieć, jak na mnie powstała. Co to! obcych ludzi prowadzić do domu! zawołała, ażeby każdy kąt obejrzeli a potem okradli. Cóż robić, ty ją znasz, tę poczciwą djablicę, nie śmiałem też nastawać zbytecznie; a teraz widzisz, w jakim stanie znajdują się moje kochane rabaty, a niedawno jeszcze okryte były najpiękniejszem kwieciem.
— Bądź spokojny, mój wuju, wróciłem już do domu i zostanę twoim starszym ogrodniczkiem — rzekł Oliwier wesoło — ja myślałem już o tem, i gdyby nie interes, który mnie dziś zbyt rano wywołał z domu, byłbyś jeszcze dzisiaj, obudziwszy się, zobaczył twój ogródek oswobodzony z chwastu, i świeży jak bukiet, zroszony poranną rosą; ale jutro rano, będzie to zupełnie co innego, zobaczysz, kochany wuju, więcej już nie powiem.
Komendant właśnie miał podziękować Oliwierowi, kiedy pani Barbancon otworzyła drzwi, pytając się, czy pan Gerald może wejść.
— Ma się rozumieć! — zawołał marynarz wesoło, gdy tymczasem Oliwier poszedł na spotkanie swojego przyjaciela.
Wkrótce obaj weszli do pokoju.
— Nareszcie! Bogu dzięki, panie Geraldzie — rzekł we-