— Oliwierze, jesteś nieznośny; jeżeli mnie nie chcesz zaprowadzić,to się sam przedstawię.
— Ha! co robić, kości już rzucone; ma się rozumieć, że jesteś pan Gerald Senneterre, mój dawny towarzysz pułkowy.
— Senneterre! nie! toby było nierozsądne; wolę być Geraldem d‘Auverney, gdyż jestem także i margrabią d‘Auverney, jak mnie tu widzisz, mój kochany Oliwierze.
— Dobrze, jesteś pan Gerald Auverney, rzecz skończona... Ale! do djabła!
— Co ci jest?
— Oto, czemże ty teraz będziesz?
— Jakto, czem będę?
— Jaki jest twój stan?
— Mój stan? A cóż? młody chłopak, kawaler, aż do dalszych rozkazów.
— Nie mogę przedstawić cię pani Herbaut, jako młodego człowieka, żyjącego z dochodów, któremi się zaopatrzył w pułku. Pani Herbaut nie przyjmuje takich hołyszów, żyjących tylko z dnia na dzień; obudziłbyś tym sposobem jej podejrzenie, gdyż ta zacna kobieta jest djablo podejrzliwa względem ludzi, którzy nie mają innego zatrudnienia, jak tylko umizgać się do ładnych dziewcząt, tem więcej, że u niej znajdziesz panienki warte spojrzenia.
— To zabawne. Powiedz, czemże mam być?
— Do licha! alboż ja wiem!
— Wiesz — rzekł Gerald z uśmiechem — przedstaw mnie, jako aptekarza!
— Dobrze, dobrze, panie aptekarzu. A więc pójdziemy.
— O! wcale nie. Ja żartuję, a ty zaraz przystajesz, aptekarz!... Niebezpieczny z ciebie przyjaciel.
— Geraldzie, zapewniam cię, że zdarzają się bardzo przyzwoici aptekarze.
— Dajże mi pokój z twojem aptekarstwem; jabym nie śmiał w oczy spojrzeć ani jednej z dziewcząt pani Herbaut.
— Mniejsza o to, szaleńcze jakiś, obmyślmy zatem co
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/256
Ta strona została skorygowana.