Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

— Jakto, mój panie? — zapytał margrabia.
— Nie, do pioruna, nie! ja nie przyjmuję tego, żeby nie powiedziano, iż... boć ja nie jestem dosyć... wcale nie... koniec końcem, niech będzie jak chce, ja wiem, co chcę powiedzieć: niech pan margrabia swoje pieniądze zatrzyma, już się będę starał wynaleźć tego panicza, a jeżeli nie, to jego luidory złożę do puszki ubogich... panny fortepianu nie sprzedam, moja panienko, a jednak będę zapłacony. Ah! ah! cóż państwo na to powiecie?
— Dobrze jest, dobrze, ale wytłumaczże się, mój panie kochany — powiedział margrabia niecierpliwie.
— Rzecz tak się ma — odparł pan Bouffard — moja córka Kornelja ma nauczyciela muzyki, człowieka nadzwyczajnie wziętego, pana Tonnerriiuskoff.
— Z takiem nazwiskiem — przerwał garbaty — można zjednać sobie wielką sławę w świecie.
— A cóż to dopiero, kiedy on zagra na fortepianie, panie margrabio! mężczyzna sześć stóp wysoki, z brodą czarną jak saper, a ręce panie, ręce, szerokie na pół łokcia, ale ten sławny nauczyciel kosztuje mię zanadto; piętnaście franków za godzinę, nie licząc jeszcze reperacji fortepianu, bo łomoce po nim, jakgdyby był głuchy; on jest taki silny! Jeżeliby panna życzyła sobie dawać lekcje Kornelji, po pięć franków za godzinę; nie — po cztery franki, to okrągłejsza liczba, trzy lekcje tygodniowo, uczyniłoby to dwanaście franków; tym sposobem spłaciłaby powoli swój dług, a uwolniwszy się od niego zupełnie, będzie mogła w przyszłości wypłacać komorne lekcjami.
— Doskonale, panie Bouffard! — zawołał margrabia.
— I cóż tedy? jakże panna myśli? — zapytał właściciel.
— Przyjmuję, mój panie, przyjmuję z wielką wdzięcznością, dziękując, że mnie pan stawiasz w możności uiszczenia tego długu mą pracą! zapewniam pana, że dołożę wszelkiego starania, ażeby córka jego była zadowolona z moich lekcyj.
— A więc zgoda! rzekł pan Bouffard — rzecz już skoń-