wiła dalej Ernestyna nieśmiało — pani mnie wcale nie zna.
— A ja, — czy więcej jestem pani znana?
— Nie... lecz pani, to zupełnie co innego.
— Jakto?
— Jestem już i tak pani obowiązaną i proszę powtórnie...
— A któż pani mówi, że nie uważałabym tego za wielkie szczęście dla siebie, ofiarować pani tę miłość, której odemnie żądasz, jeżeli mnie także swoją obdarzyć nawzajem zechcesz? Pani zdajesz mi się być tak godną współczucia, tak zajmującą — dodała Herminja, czując również ze swej strony pociąg coraz żywszy do Ernestyny. Lecz zamyśliła się nagle i dodała — wiesz pani, że to jest rzecz szczególna.
— Co takiego, pani? — zapytała Ernestyna strwożona nieco zamyśleniem malującem się w twarzy księżnej.
— Znamy się zaledwie od pół godziny, nie wiem nawet nazwiska pani, pani nie wie mojego... a jesteśmy już tak szczere...
— Mój Boże — rzekła Ernestyna z obawą i głosem prawie błagającym, jakgdyby lękała się, aby Herminja nie poprzestała na tem tylko współczuciu, jakie jej dotąd okazała — czemuż się pani, dziwi, że pomiędzy dobroczyńcą a zyskującym dobrodziejstwo może tak prędko powstać miłość i zaufanie? Pozwól mi pani uczynić sobie uwagę, że nic tak nie jednoczy ludzi, nic ich nie wiąże silniej i prędzej, jak litość z jednej, a wdzięczność z drugiej strony.
— Zbyt wielką czuję potrzebę podzielania zdania pani — odpowiedziała Herminja w części z uśmiechem, a w części ze wzruszeniem — zbyt wielką mam chęć wierzenia twym słowom, ażebym przyjąć nie miała wszystkich pani powodów.
— Ale powody te są rzeczywiście — odpowiedziała Ernestyna, ośmielona tem pierwszem powodzeniem i nadzieją, że w Herminji toż samo obudzi przekonanie. — Potem, widzi pani, nasze jednakowe położenie przyczynia się także
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/362
Ta strona została skorygowana.