Na wezwanie komendanta Bernarda, pani Barbancon przybiegła jak mogła najśpieszniej i rzekła do czekającego służącego:
— Masz list do mnie, mój przyjacielu, od kogoż to?
— Od pani hrabiny de Beaumesnil — odpowiedział lokaj i przez kratę podał jej pismo.
— Od pani hrabiny de Beaumesnil? — powtórzyła ze zdziwieniem — ja jej nie znam. — I spiesznie rozpieczętowała list, powtarzając ciągle: Ja jej nie znam, wcale, wcale a wcale jej nie znam!
— Hrabina de Beaumesnil? — powtórzył Gerald z zaciekawieniem.
— Czy ją znasz? kto ona jest? — zapytał Oliwier.
— Widywałem ją przed dwoma czy trzema laty w towarzystwie — odpowiedział Gerald — była to wtedy idealna piękność; ale biedna kobieta już od roku przeszło nie wstaje z łóżka. Mówią, że stan jej jest beznadziejny. Na domiar nieszczęścia, musiał jeszcze pan de Beaumesnil, odwożąc do Włoch jedyną jej córkę, której lekarze przepisali południowy klimat, umrzeć w Neapolu wskutek niebezpiecznego upadku z konia.
— Jakież to smutne przeznaczenie! — rzekł Oliwier.
— Tak dalece, że jeżeli pani de Beaumesnil umrze, czego się właśnie obawiają — mówił dalej Gerald — jej córka, będąca w piętnastym czy szesnastym roku, pozostanie sierotą.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/38
Ta strona została skorygowana.
IV.