Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/451

Ta strona została skorygowana.

— Ma się rozumieć, jest to rzeczą nadzwyczjnie ważną.
Po tej rozmowie, którą obie te damy prowadziły stojąc, usiadły na stojącej w bilskości sofie.
Z każdą chwilą nowi przybywali goście i witali panią de Mirecourt; nareszcie pani de Senneterre uczyniła dosyć gwałtowne poruszenie, mówiąc pocichu, ale z żywością do swej przyjaciółki:
— Wszakże to idzie pan de Macreuse. Więc pani przyjmuje tego człowieka?
— Jakto, kochana księżno? Przecież widziałam go tyle razy u pani. Jedna z moich najlepszych przyjaciółek, siostra biskupa Ratopolitańskiego, pani de Cheverny, prosiła mnie, ażebym posłała zaproszenie panu de Macreuse. Zresztą, jego wszędzie przyjmują, a nawet z wielką względnością, gdyż jego instytucja świętego Polikarpa...
— O! moja kochana, święty Polikarp daleki jest od jego myśli — rzekła księżna niecierpliwie, przerywając pani de Mirecourt — przyjmowałam tego jegomości, jak każdy, lecz żałuję tego, gdyż przekonałam się, że to człowiek niegodziwy, powiem pani nawet, że jest to człowiek, któregoby należało wygnać z każdego domu! Mówią gdzieniegdzie o kosztownych przedmiotach, które zaginęły w czasie jego odwiedzin — dodała pani de Senneterre tonem tajemniczym i nie rumieniąc się bynajmniej z powodu swego kłamstwa, gdyż protegowany księdza Ledoux, nie był człowiekiem, któryby się zajmował podobnemi drobnostkami.
— Ah! mój Boże! — zawołała pani de Mirecourt — więc to jest złodziej?
— Nie, pani, on ci tylko zabierze jaki brylant lub kosztowną szpilkę, bez zawiadomienia cię o tem.
Podczas tej rozmowy, pan de Macreuse zbliżył się do nich zwolna, śledził badawczem spojrzeniem ich rysy; i domyślił się, że najgorzej mówić o nim musiały; lecz