— Proszę mi wybaczyć, panie... ale zanadto czaję się znużona, nie mogę dotrzymać danej panu obietnicy.
Pan de Mormand ukłonił się grzecznie Ernestynie, nie odpowiedziawszy jej ani słowa, lecz spojrzał na garbatego wzrokiem, w którym malowała się gwałtowna wściekłość.
Ten odpowiedział na to spojrzeniem, wskazując oczyma zawiedzionemu w swem oczekiwaniu tanczerzowi drzwi, galerji, ku którym sam zaraz postąpił, zostawiając pannę de Beaumesnil przejętą niepokojem.
Ta scena, zupełnie niepodobna do zajścia z panem de Macreuse, przez nikogo nie była spostrzeżona, gdyż kilka słów, wyrzeczonych pomiędzy margrabią a Mormandem, powiedziane były prawie pocichu i pośród zgiełku, jaki zwykle towarzyszy rozpoczynającemu się kontredansowi.
Oprócz Ernestyny, księżnej de Senneterre i pani de La Rochaigue, które siedziały obok panny de Beaumesnil, nikt z gości nie domyślił się nawet, ażeby wkrótce miała nastąpić nowa egzekucja, jak to określał margrabia.
W chwili, kiedy de Mormand udał się za garbatym do galerji, zatrzymali go w drodze panowie de La Rochaigue i Ravil, którzy widząc zdaleka to nagłe i niespodziewane rozwiązanie wywołanego przez pana de Maillefort wypadku, nie mogli żadną miarą domyślić się jego znaczenia.
— I cóż! — rzekł de Ravil ze zdziwieniem — ty nie tańczysz?
— Cóż się stało, mój kochany panie de Mormand — zapytał także baron — zdawało mi się, żem pana widział rozmawiającego z tym przeklętym garbusem, którego zuchwałość i bezczelność przechodzi wszelkie granice.
— Rzeczywiście, panie — odpowiedział przyszły minister — pan de Maillefort sądzi, że jemu wszystko wolno! Wypada już raz położyć koniec temu jego zuchwalstwu! On się ośmielił zabronić pańskiej wychowanicy tańczyć ze mną.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/495
Ta strona została skorygowana.