Dziewica podniosła się i podała rękę pani de la Rochaigue, która powiedziała do garbatego tonem najszczerszej wdzięczności:
— Pojmuję wszystko, kochany margrabio; pan de Mormand był także jednym z kandydatów?
— Jutro będziemy mówić o tem natychmiast; teraz zaś proszę panią, wyprowadź pannę de Beaumesnil.
— Ah! pan jest naszą opatrznością, kochany margrabio — rzekła pani de La Rochaigue pocichu — jakżem dobrze postąpiła, zaufawszy panu zupełnie!
— Niewątpliwie, ale, zaklinam panią, oddalcie się, oddalcie.
Sierota spojrzała z wdzięcznością na garbatego, i niespokojna, prawie przestraszona wypadkami tego wieczoru, opuściła zabawę, gdy tymczasem margrabia pozostał z panią de Mirecourt, ażeby nie narazić się na podejrzenie, iż korzystając z zamieszania, jakie wywołał jego szlachetny i śmiały postępek, potajemnie oddalił się z tego domu.
De Ravil, jako człowiek najbezczelniejszy w świecie, widząc nadzieje swego przyjaciela Mormanda zniweczonymi, nie wahał się najprzód obsypać go najdotkliwszemi wyrzutami, a potem opuścić go zupełnie. Przyszły minister rzucił się do pierwszej lepszej dorożki, gdy tymczasem przyjaciel jego udając się piechotą do domu, zastanawiał się nad wypadkami tego dnia, porównywując oba zajścia i wyprowadzając rozmaite wnioski z klęsk poniesionych przez Mormanda i Macreus‘a.
Mijając róg ulicy, przy której było mieszkanie pani de Mirecourt, ujrzał przy blasku księżyca, który właśnie jaśniał najpiękniejszem światłem, jakiegoś mężczyznę, który postępował przed nim to zwolna, to z jakimś pośpiechem gorączkowym.
Wzruszenie, chód tego człowieka zwróciły uwagę cynika. Podwoił zatem kroku i poznał w nim Macreuse‘a.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/501
Ta strona została skorygowana.