je nadzieje! — rzekła Ernestyna, nie będąc w stanie ukryć niewypowiedzianej radości, jaką jej sprawiały słowa Oliwiera — mnie biednej sierocie, która się utrzymuje z pracy rąk?
— Ah! pani, gdybym był o tyle szczęśliwszym, iżbyś przyjęła tę ofiarę, to, zamiast uiszczenia się tym sposobem ze świętego dla mnie długu, przeciwnie, nowy zaciągnąłbym dług u ciebie, gdyż pani zawdzięczałbym szczęście mojego życia; lecz miałbym przynajmniej pewność, że dług ten zdołam opłacić moją miłością, mojem zupełnem poświęceniem. Tak jest, czemużbym nie miał głośno tego wyznać? niema głębszej, niema godniejszej miłości, jak jest moja; niema szlachetniejszego, świętszego źródła, jak to, które serce moje napełniło tą miłością.
Po tych słowach, które Oliwier wymówił uroczystym głosem najszczerszego przywiązania, panna Beaumesnil, której zmieszanie wzrastało z każdą chwilą, przejęta została błogiem, nieznanem jej dotąd uczuciem; żywy rumieniec oblał jej czoło, kiedy spojrzała na szlachetne i piękne oblicze Oliwiera, w którem prawość, miłość i nadzieja razem jaśniały.
A więc nie omyliła się Ernestyna na znaczeniu spojrzenia Oliwiera, kiedy w jej obecności dowiedział się o swoim awansie na oficera.
Dziewica była kochaną, szczerze kochaną, a potem, jakież to niespodziewane szczęście! widoczna szczerość. Szlachetne powody tej miłości były tego rodzaju, że żadną miarą o ich prawdzie nie mogła wątpić.
A kiedy kto wierzy w taką miłość, pojmuje ją i umie cenić wszystko, co się w niej znajduje delikatnego, wzniosłego, uroczego, nie nazyważ się to, że miłość tę podziela? Mianowicie, kiedy kto żył, jak panna de Beaumesnil, pośród ciągłej obawy, kłamstwa i podejścia, uzasadnionej ostatniemi wypadkami.
Jakąż to więc niewypowiedzianą było dla niej radością, kiedy sobie mogła powiedzieć:
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/512
Ta strona została skorygowana.