dlatego tak perjodycznie pokazuje się w świecie, ażeby płody swojego zręcznego przemysłu w obieg puścić — rzekł pan de Ravil — to przynajmniej jest rzeczą pewną, że pewnego dnia, co jest trudnem do uwierzenia, niesłychanem w grze pożyczył mi tysiącfrankowy bilet bankowy, którego mu nigdy nie zwrócę, a który musiał chyba być fałszywy, gdyż dając mi go, ów zuchwały garbus powiedział do mnie: Baronie, będzie to dla mnie wielką uciechą, często domagać się od pana zwrotu tych tysiąca franków! Może być spokojnym. Będzie on długo miał tę uciechę.
— Żart na stronę, margrabia jest szczególniejszym człowiekiem — powiedział znowu inny — stara margrabina de Maillefort, jego matka, zostawiła mu piękny majątek, nie wiadomo przecież co on z nim robi, ponieważ żyje bardzo skromnie.
— Dawniej widywałem go dosyć często u biednej pani de Beaumesnil.
— Jakże? — zagadnął ktoś trzeci — wiecie panowie, że ona już podobno dogorywa?
— Pani de Beaumesnil? rzecz niezawodna; dzisiaj miała już przyjąć ostatnie namaszczenie; mówiła mi przynajmniej o tem pani de Mirecourt, która jadąc tutaj zatrzymała się przed pałacem hrabiny, ażeby się dowiedzieć o jej zdrowie.
— Biedna kobieta! umrzeć tak młodo.
— A jaki ogromny majątek odziedziczy jej córka! — zawołał pan de Mormand; — będzie to najbogatsza partja we Francji, a do tego jeszcze sierota, to mi to kąsek!
Przy tych słowach, spojrzenie pana de Mormand spotkało ¡się ze wzrokiem jego przyjaciela. Nieznaczne wzruszenie odbiło się w ich twarzach, jakgdyby nagła myśl zabłysła każdemu z nich; jednem tylko spojrzeniem zrozumieli się doskonale.
— Najbogatsza partja w całej Francji!
— I do tego sierota!
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/54
Ta strona została skorygowana.