Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/542

Ta strona została skorygowana.

dziewczyna! — zawołał margrabia po chwilowem zdumieniu — zawsze ta godna uwielbienia duma, dla której ją tak kocham. Tak jest, potwierdzam to i podziwiam zarazem. Takie postanowienie wskazuje szlachetne i odważne serce. Ah! teraz nie dziwi mnie już gwałtowna namiętność Geralda. Szlachetne dzieci! Wasze serca godne są siebie; nie dorównywacież sobie wzajemnie? zaiste! to jest prawdziwe szlachectwo!
— Herminjo — rzekła Ernestyna — słysząc co mówi pan de Maillefort. Czy teraz będziesz mi jeszcze czynić wyrzuty, że nadużyłem twojej tajemnicy?
— Nie, nie, Ernestyno — odpowiedziała księżna ze słodyczą. — Nie, jednę rzecz ci tylko zarzucę, to jest, żeś niepotrzebnie pomnożyła troski pana de Maillefort, uwiadamiając go o nieszczęściu, którego zmienić nie może.
— Mój Boże! któż wie? — zawołała Ernestyna. — Ty go nie znasz, Herminjo. Nie wiesz, jak wielkie wpływy pan de Maillefort ma w świecie, jakie przywiązanie, jaką cześć budzi w ludziach szlachetnych, jak źli i nikczemni drżą przed samym jego wzrokiem. A potem, on jest tak dobry, tak litościwy dla tych, co cierpią, on tak kochał moją matkę.
Gdy margrabia zdjęty głębokiem wzruszeniem, odwrócił oblicze, ażeby ukryć swoje łzy, panna de Beaumesnil dodała błagalnym głosem.
— O! nieprawdaż, panie de Maillefort, pan nas kochasz, jak ojciec? Nie jesteśmy w oczach pana siostrami, przez naszą przyjaźń i przez to przywiązanie, jakie dla pana czujemy? O! zlituj się nad nami, nie opuszczaj nas, nie odmawiaj nam swojej opieki.
I Ernestyna uchwyciła jednę rękę garbatego, gdy tymczasem Herminja ulegając wpływowi swej przyjaciółki, ujęła drugą dłoń jego, i odezwała się do niego głosem błagającym: