Tu nastąpiła chwila milczenia, w której pani de Senneterre drżała z gniewu, z powodu objaśnienia, któremu jeszcze nie śmiała, ażeby syn jej chciał się żenić z nauczycielką muzyki, utrzymującą się z lekcyj. Pan de Maillefort, jak gdyby żadnej o tem nie było mowy, rzekł obojętnie:
— Cóż pani sądzi o szlachetności i świetności rodziny de Haut-Martel?
Na to zapytanie pani de Senneterre spojrzała najpierw na garbatego, z niemym podziwem, potem odpowiedziała:
— Rzeczywiście, mój panie, nie pojmuję tego zapytania.
— Dlaczego, pani?
— Jakto, mój panie, pan widzi mnie upadającą pod ciosem, który mnie dotknął, a który mi sam zadałeś, zapewne bez chęci, — dodała z gorzką ironją — a pytasz mnie bez żadnych powodów, co myślę o świetności rodu de Haut-Martel?
— Pytanie moje jest mniej obcem ciosowi, który panią dotknął, niż sądzisz, bo go może złagodzić. Powtarzam więc: co pani sądzi o rodzinie de Haut-Martel?
— Ah! mój panie, we Francji niema znakomitszej i dawniejszej; pan wie o tem lepiej, jak kto inny; gdyż rodzina ta, z którą jesteś spokrewniony, jest twoją własną rodziną.
— Teraz pani, ja jestem głową tej rodziny.
— Pan — zawołała pani de Senneterre.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/562
Ta strona została skorygowana.
XXIV.