dzić cierpienia swej smutnej pacjentki, i ażeby ją nieco rozerwać.
— Niezła to myśl, chociaż jeszcze od Dawida i Saula się datuje — rzekł de Ravil.
— Dobrze! ale jakiż był skutek?
— Jak mówią, z początku miała pani de Beaumesnil doznawać pewnego roztargnienia, pewnej ulgi nawet; ale w końcu znowu choroba przemogła.
— Mówią także, iż straszna śmierć jej biednego męża była dla niej okropnym ciosem.
— Cóż panowie myślicie — zawołał de Mormand głosem szyderskim i wzruszając ramionami — alboż to ta kobieta kochała kiedy pana, de Beaumesnil! Ona wyszła za niego tylko dla jego miljonów. Prócz tego, będąc jeszcze młodą panienką, miała już Bóg wie ile romansów. Jednem słowem — dodał pan de Mormand, nadymając swoje policzki dla nadania sobie pewnej powagi, która miała objawiać wzgardę — pani de Beaumesnil jest kobietą zgubioną, i pomimo majątku jaki pozostawi, człowiek z honorem nigdy nie zniży się tak dalece, ażeby córkę takiej matki, istoty tak zniesławionej, poślubił!
— Nikczemnik! — zawołał głos jakiś z poza krzaku bzowego, który zdawał się być odpowiedzią na ostatnie słowa pana de Mormand.
Z początku nastąpiło głuche milczenie, połączone z powszechnem zdumieniem, wkrótce atoli pan de Mormand, który z gniewu rumieńcem się oblał, pobiegł na drugą stronę klombu. Nie znalazł jednak nikogo; ponieważ aleja w tem miejscu nagle w drugą zaginała się stronę; przeto z łatwością przyszło schronić się owej niewidzialnej osobie, która zawołała wyraz nikczemnik.
— Ci tylko są nikczemni — powtórzył głośno pan de Mormand, wracając na swoje dawne miejsce — ci tylko są nikczemni, którzy śmią miotać obelgi, nie mając odwagi pokazać się jawnie.
Zaledwie zdarzył się ten szczególny wypadek, kiedy
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/57
Ta strona została skorygowana.