— Zobaczymy, panie, zobaczymy.
— Zapewne; a chcąc to zobaczyć, pan zajmie najlepsze miejsce; teraz wybieraj pan: zezwolisz na ten związek, będziesz deputowanym; nie zezwolisz, odbiorę ci z takiem zgorszeniem, z taką hańbą opiekę, że twoje chciwe zamiary na zawsze zostaną zniweczone.
— Panie margrabio — odpowiedział baron z gorzką ironją — pan mnie obwinia, że moję pupilkę w własnych widokach chciałem wydać za mąż, a sam proponujesz mi właśnie uczynić to, co mi wyrzucasz?
— Kochany panie, temu porównaniu zbywa zupełnie na zdrowym rozsądku; pan chciałeś zaprzedać swoję pupilkę nędznikowi, ja zaś, ja pragnę ją wydać za dzielnego młodzieńca. I stawiam na zezwolenie pana pewną cenę, boś mi dowiódł, że zezwolenie twoje musi być okupione.
— Dlaczego, panie? jeżeli partja, którą pan proponuje dla panny de Beaumesnil, jest stosowną i ją uznam za takową?
— Młodzieniec, którego proteguję i którego panna de Beaumesnil pragnie zaślubić, jest pod każdym względem godny szacunku.
— Czy młodzieniec ten jednoczy w sobie wszystkie potrzebne warunki pod względem majątkowym i w stosunkach socjalnych?
— Jest to podporucznik, bez znakomitego imienia, bez majątku; ale najgodniejszy z całej znanej mi młodzieży. Kocha Ernestynę i jest przez nią kochany. Cóż pan ma do nadmienienia?
— Co mam do nadmienienia? Człowiek nie mający nic więcej prócz swej szpady, miałby ożenić się z najbogatszą dziedziczką we Francji?... Dajże też pan pokój! nigdy nie zezwolę na tak nierówne związki; pan de Mormand miał przynajmniej widoki zostać ministrem, posłem, prezesem Rady Stanu.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/585
Ta strona została skorygowana.