Usłyszawszy głos pana de Senneterre, Herminja powtórnie zadrżała; zwolna otworzyła obłąkane i niepewne oczy, jakgdyby ocknęła się z jakiego okropnego marzenia. Odkrywając zwolna tę zasłonę, którą omdlenie myśli jej pokryło, podniosła z trudnością do góry głowę, która dotąd spoczywała na piersiach pani de Senneterre i zwróciła oczy na otaczające ją osoby.
Jakież zdumienie! poznała matkę Geralda, która trzymała ją w swoich objęciach, spoglądającą na nią z najczulszą troskliwością.
Herminja, której zdawało się, że jeszcze marzy, nagle powstała, przetarła pałającą dłonią oczy i czoło, a wzrok jej coraz jaśniejszy, padł najprzód na pana de Maillefort, który spoglądał na nią z nieopisaną rozkoszą, potem na klęczącego jeszcze przed nią Geralda.
— Gerald! — zawołała.
Nareszcie, zwróciła szybko wzrok pełen bojaźni, przestrachu i nadziei ku pani de Senneterre, jakgdyby chciała się przekonać, czy rzeczywiście może spodziewać się od niej jakich dowodów współczucia.
Gerald, spostrzegłszy to poruszenie, zawołał szybko:
— Herminjo! moja matka na wszystko zezwala.
— Tak, tak jest, pani — zawołała pani de Senneterre z tkliwością — na wszystko zezwalam! powinnam się teraz starać o to jedynie, ażeby pani zapomniała o mojej niesprawiedliwości, i mam nadzieję, że się to powiedzie mojej prawdziwej miłości.
— Pani! miałożby to być prawdą! — mówiła Herminja, składając ręce. — O! mój Boże! mój Boże! Czy to prawda... pani zezwala... więc to wszystko nie było marzeniem?
— Nie, Herminjo to nie marzenie — mówił Gerald w zachwyceniu — teraz na zawsze jesteśmy z sobą złączeni, jesteś moją żoną.
— Nie, moja szlachetna, moja droga córko; to nie
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/597
Ta strona została skorygowana.