marzenie — mówił pan de Maillefort — to nagroda pracowitego i czcigodnego życia.
— Nie, pani to nie marzenie — dodała pani de Senneterre — bo jesteś — mówiła, spoglądając znacząco na pana de Maillefort — tą Herminją, która tak szlachetnie utrzymuje się z pracy rąk swoich; jesteś osobą, którą w obecności pana de Maillefort z radością przyjmuję za moją synową, przekonaną będąc, że syn mój nie mógł uczynić wyboru godniejszego siebie, mnie i całej rodziny.
Niepodobieństwem byłoby opisać rozmaite uczucia, jakiemi osoby, mające udział w tej scenie, były przejęte.
W pół gadziny potem, pani de Senneterre wraz z synem swoim czule pożegnała Herminję, która w towarzystwie pana de Maillefort udała się spiesznie do panny de Beaumesnil, aby jej zanieść tę pomyślną wiadomość i wesprzeć odwagę najbogatszej dziedziczki we Francji, gdyż teraz chodziło jeszcze o ostatnią i ciężką próbę dla niej, albo raczej dla Oliwiera.