— W takim razie — odparł margrabia — ten pan powinien być tyle łaskaw, wytłumaczyć mi co przez to rozumiał, kiedy na mą prośbę odpowiedział: Jest to rzeczą delikatną...
— Przecież to jest bardzo naturalne; ja panu...
— Mój kochany de Ravil — rzekł pan de Morman. I przerywając swemu przyjacielowi głosem stanowczym — zbyt daleko się posuwasz — ponieważ pan de Maillefort z obrażającem szyderstwem i groźbami przystępuje do rzeczy, zatem uważam za stosowne odmówić mu wszelkiego tłumaczenia. Pan de Maillefort może słowa moje tłumaczyć jak mu się podoba.
— O! pańskie słowa tłumaczyć sobie? — powtórzył garbaty ze śmiechem, nie zadaję sobie takiej pracy; jest to rzeczą twoich czcigodnych kolegów w izbie parów, kiedy się do nich odzywasz jedną z tych wspaniałych mów, które oni sami tylko rozumieją.
— Skończmy już, mój panie — rzekł pan de Mormand, przywiedziony do gniewu — uważaj pan moje słowa za tak ubliżające, jak ci się tylko podoba.
— Mój kochany, ty szalony jesteś — zawołał de Ravil — to wszystko jest nadzwyczajnie śmieszne, albo przynajmniej może w śmieszność się zamienić.
— Masz pan słuszność, mój biedny baronie — rzekł margrabia naiwnie i obojętnie — może to być nadzwyczaj śmiesznem, okropnie śmiesznem... dla tego pana; lecz przekonaj się jak jestem łaskawy dla niego... poprzestanę na następującem usprawiedliwieniu, które mi pan de Mormand przed trzema lub czterema osobami mojego wyboru, uczyni: Panie margrabio de Maillefort, proszę pana z największą pokorą i wstydem o przebaczenie, że śmiałem...
— Dosyć tego, mój panie! — krzyknął pan de Mormand — więc pan uważasz mnie za tak lękliwego, albo tak głupiego?
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/62
Ta strona została skorygowana.