Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

— Doprawdy? odmawiasz mi pan tego zadosyć uczynienia — rzekł margrabia, westchnąwszy głęboko i z szyderstwem — pan mi tego odmawiasz, ostatecznie?
— Tak jest, ostatecznie — powtórzył de Mormand — ostatecznie!
— W takim razie — rzekł margrabia z największą obojętnością i grzecznością najwyszukańszą — w takim razie widzę się zniewolonym, zakończyć tę rozmowę, w sposób, w jaki ją rozpocząłem, to jest, że będę miał powtórnie zaszczyt powiedzieć panu: czy pan nie będziesz raczył być moim vis-a-vis?
— Jakto? mój panie, pańskiem vis-a-vis? — zapytał de Mormand zdziwiony.
— Moim vis-a-vis, w tańcu we dwóch — dodał garbaty bardzo znaczącym wyrazem — pan mnie rozumiesz?
— Pojedynek... z panem? — zawołał pan de Mormand, który w pierwszym zapale gniewu, zapomniał o wyjątkówem położeniu garbatego; i który dopiero teraz pomyślał o całej śmieszności, jaka z podobnego zajścia wyniknąć dla niego mogła, dla tego też powtórzył jeszcze — pojedynek....z panem? Ależ...
— Czy pan i teraz odpowiesz mi tak jak poprzednio — dodał margrabia wesoło, przerywając jego mowę — że i to drugie vis-a-vis jest rzeczą zbyt delikatną albo zbyt niebezpieczną, jak pański przyjaciel de Ravil powiedział.
— Nie, mój panie, nie uważam tego wcale za niebezpieczne — zawołał pan de Mormand — ale byłoby to rzeczą niesłychanie śmieszną.
— O, mój Boże! Wszak, że ja to sam właśnie powiedziałem temu zacnemu panu de Ravil, że to będzie rzeczą nadzwyczajnie śmieszną, okropnie śmieszną, dla pana, mój biedny panie. Ale cóż pan chcesz?
— Rzeczywiście, moi panowie — zawołał de Ravil — nigdy tego nie zniosę, ażeby... Tu spostrzegłszy Geralda de Senneterre, który przechodził przez ogród dodał: Oto właśnie idzie książę de Senneterre, syn gospodyni domu,