nu i, jego zacnemu przyjacielowi dać poznać niektóre przyjemności, na jakie się narażają ludzie, którzy w nocy, przy pomocy podrobionych kluczy, dostają się do cudzych domów.
Na te słowa Macreuse i de Ravil z drżeniem spojrzeli na siebie, twarze ich jeszcze bardziej pobladły.
— Zdaje mi się, że podobna zbrodnia bywa karana mniej więcej galerami — rzekł dalej garbaty — ale pan de Macreuse będzie mógł i tam naśladować św. Wincentego a Paulo, i swojemi chrzęścijańskiemi cnotami nawracać swoich panów towarzyszy w czerwonych czapkach i zjednywać sobie ich uwielbienie.
W tej chwili posłyszano od strony pokoju ochmistrzyńi panny de Beaumesnil jakiś szelest i przyśpieszone kroki.
— Komisarz, widząc zapewne, że panowie nie wracacie — mówił dalej margrabia do dwóch przestraszonych złoczyńców — postanowił sam pofatygować się do was: jakże to grzecznie, z jego strony.
Rzeczywiście drzwi otworzyły się wkrótce i wszedł do pokoju urzędnik w towarzystwie kilku policjantów, mówiąc do Macreuse‘a i Ravil’a:
— W imieniu prawa aresztuję panów, i w waszej obecności spiszę protokół.
— Pójdźmy, moje dzieci — rzekł margrabia do Herminji i Ernestyny — nie będziemy tym panom przeszkadzali w ich zatrudnieniu, tymczasem zaczekamy u pani de La Rochaigue na powrót twego opiekuna.
— Wkrótce będę potrzebował zeznania tych dam, panie margrabio — rzekł urzędnik policyjny — wtedy będę miał zaszczyt przybyć do państwa.
W godzinę potem założyciel Towarzystwa świętego Polikarpa i jego współwinowajca odprowadzeni zostali do więzienia prefektury, obwiniono ich bowiem o zbrodnię wtar-