— Ah! teraz rozumiem — rzekł Gerald bardzo poważnie — pani mówi o królu Rzymskim, synu Józefiny?
— Nieinaczej, panie Geraldzie, przecież innego nie było. Ale to jeszcze jest niczem w porównaniu z tem, co ten złoczyńca ośmielił się uczynić Ojcu świętemu, i to jeszcze przy wielkim ołtarzu w kościele Panny Marji.
— Ah! do licha!
— I cóż to takiego?
— Zdaje się — mówiła dalej pani Barbancon uroczystym głosem — zdaje się, że podczas koronacji papieże mają tę miłość własną, a może też to dla pochlebienia — dodała gospodyni jakby w nawiasie — że biorą koronę do własnych rąk i kładą ją na głowę tego, kogo koronują; wyobraźcie sobie teraz, panowie, czy to nie w sam raz było dla waszego Buonapartego, który już i tak okropnie był rozdąsany, że musiał na placu Karuzeli pocałować papieża w pantofel i to wobec swoich zbójców, wobec tej starej gwardji, ale go przecież pocałował, złoczyńca, bo musiał, gdyż inaczej czerwony człowiek, który był wrogiem Rustana a przyjacielem papieża, byłby go niezawodnie w nocy zadusił.
— Papieża?
— Rustana?
— Nie, nie moi panowie, nie, nie, Buonapartego. Słowem, w chwili, kiedy go nasz Ojciec święty miał koronować, ów złoczyńca, ów wilk korsykański, jak prawdziwy brutal, wydziera biednemu Ojcu świętemu koronę z ręki, sam ją sobie wsadza na głowę, drugą zaś ręką tak niegrzecznie uderzył w czapkę Ojca świętego, że mu ją zupełnie na oczy zacisnął, jakgdyby chciał ludowi francuskiemu powiedzieć: Skończyło się już z religją, z duchowieństwem i ze wszystkiem,tylko mnie jednego na kolanach czcić należy i uderzenie to było tak silne, że biedny Ojciec święty aż się pochylił na stopniach ołtarza, a jego czapka zupełnie zakryła mu oczy. O! ty, cierpliwy baranku niewinności! Opowiadam to dlatego tylko, ażeby powiedzieć
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/658
Ta strona została skorygowana.