przystojny młody jegomość, który zapłacił komorne mojej pianistki, nie chciał się dać złowić, onby mi nie był...
Pan Bouffard nie mógł już dokończyć. Dwa czy trzy razy tak silnie zapukano do bramy, że odźwierna i jej pan zerwali się z przestrachem ze swoich miejsc.
— Ha, do pioruna! — zawołał pan Bouffard — to mi dopiero kołaczą; ja sam, ja, właściciel mego domu, nie śmiałbym tak głośno pukać. Zobaczymy też, co to za zuchwalec dobija się tak silnie — dodał pan Bouffard, zbliżając się do drzwi izdebki, gdy tymczasem odźwierna poszła otworzyć.
— Bramę, bramę proszę otworzyć! — zawołał głos jakiegoś stentora.
Mężczyzna, który odezwał się tym głosem, zdawał się domagać otworzenia całej bramy, ażeby pojazd, stojący przed domem, mógł dalej zajechać.
Zdziwieni tak nadzwyczajnem żądaniem, pan Bouffard i jego odźwierna stanęli oboje jak wryci z podziwu i, z otwartemi usty ujrzeli wychodzącego z bramy biało upudrowanego lokaja olbrzymiej prawie postawy, który ubrany był w bogatą szafirową liberję ze srebrnemi galonami.
— Prędzejże otworzyć bramę! — zawołał z gniewem wygalonowany olbrzym.
Pan Bouffard tak był zmieszany, że się jak najniżej ukłonił ogromnemu lokajowi.
Ten dodał znowu:
— A cóż u pioruna! czy otworzycie czy nie? Guzdrzą się jakby na jutro, a książę czeka.
— Książę! — zawołał pan Bouffard, stojąc ciągle na miejscu i kłaniając się powtórnie i jeszcze niżej lokajowi.
W tej chwili znowu zapukano, lecz daleko silniej jak pierwszym razem.
Pani Moufflon machinalnie pociągnęła za sznur, jak to we śnie zwykła czynić, i nowy głos zawołał przed bramą.
— Proszę bramę otworzyć!
Poczem drugi lokaj, w zielonej liberji z czerwonemi wy-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/667
Ta strona została skorygowana.