sceny — pomyślał Gerald, który wyszedłszy z podziwienia znajdował to zajście tem ciekawszem, że sam był żywym i walecznym, oraz że nie czuł najmniejszego pociągu do panów de Mormand i Ravil, a przeciwnie szczerze kochał margrabiego.
Skoro garbaty skończył swoją przemowę, pan de Ravil rzekł do Geralda z najszczerszem przekonaniem:
— Chyba pan rozumie, mości książę, iż podobny pojedynek nie może mieć miejsca.
— Nie może mieć miejsca? Dlaczegóż to, mój panie? — zapytał sucho były starszy wachmistrz strzelców afrykańskich.
— Dziękuję ci, Geraldzie — rzekł margrabia. Szpady! mój przyjacielu! prędko, szpady!
— Ależ, posłuchajcie, podobny pojedynek w domu pańskiej matki? To rzecz niepodobna, mości książę — mówił de Ravil, widząc że Gerald postąpił ku zbrojowni, i że zdjął ze ściany dwie szpady, które troskliwie obejrzał.
— Zastanów się książę — dodał jeszcze Ravil nalegając powtórnie na Geralda — pojedynek... w pokoju... u pana... i to o taką drobnostkę.
— Mnie tylko, panie, służy prawo decydowania co jest stosownem w mojem mieszkaniu — odpowiedział Gerald obojętnie — mamy tysiące przykładów podobnych pojedynków; zresztą niemasz nic lepszego i wygodniejszego jak podobne miejsce, nieprawdaż panie de Mormand?
Ten, zagadnięty w podobny sposób, odpowiedział:
— Każde miejsce jest stosowane, ażeby wziąć odwet za doznaną obelgę.
— Brawo. Sam Cyd lepiejby nie odpowiedział — zawołał garbaty — a więc, kochany panie de Mormand, rozbieraj się pan prędko. Otóż widzisz pan, czyż koniecznie ja pierwszy muszę zdejmować frak, ja, który wcale nie jestem zbudowany jak Belwederski Apollo.
Pan de Mormand, doprowadzony do ostateczności, rozebrał się.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/67
Ta strona została skorygowana.