— No i cóż, twoje dziwy?
— Ta sławna fabryka przy ulicy St. Marceau?
— Czy też warta była widzenia?
— Dla mnie, moi panowie, pragnącego widzieć każdą fabrykę machin — odpowiedział nowoprzybyły — ten poranek istotnie był nader zajmujący, i oświadczam, że pan Karol Dutertre, właściciel tej fabryki, jest jednym z najbieglejszych i najuczeńszych mechaników, dodam jeszcze, że mało znam ludzi równie jak on uprzejmych: chciałbym nawet skłonić J. C. M. do zwiedzenia tych warsztatów.
— No, tobie, mój drogi, nikt nie zarzuci marnowania czasu na fraszkach, co do mnie, wyznaję moją słabość: ze wszystkiego, com widział w Paryżu, najwięcej mnie zachwycił, oczarował... odurzył... powiem nawet najwięcej mnie nauczył...
— Któż taki? niech się dowiemy.
— Oto... (chociażby to bluźnierstwo miało zarumienić naszą czystą i dumną Germanję) oto..
— Dokończże!
— To jest bal Mabille.
Jeszcze się nie uspokoiły śmiechy i wykrzykniki, wywołane tem szczerem wyznaniem, kiedy wszedł jeden z sekretarzy arcyksięcia z dworna listami w ręku:
— Panowie! nowe wiadomości, z Bolonji i z Wenecji — odezwał się wesoło.
— Brawo! kochany Ulryku, i jakież tam nowiny?
— Bolonja a potem Wenecja, były przez dni kilka w największem poruszeniu, a to wskutek zadziwiających wypadków.
— A więc rewolucja?
— Nie, moi panowie, idzie tu o kobietę.
— O kobietę!
— Tak jest, albo raczej o djabła. i prędzej temu gotów byłbym uwierzyć.
— Dręczysz nas, Ulryku, wytłumacz się jaśniej.
— Przypominacie sobie, panowie, że w zeszłym roku
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/698
Ta strona została skorygowana.